poniedziałek, 12 lutego 2018

Tamte dni, tamte noce



Dziś o kolejnym filmie z nominacją do Oscara. Jest to dość kontrowersyjna produkcja Tamte dni, tamte noce (org. Call me by your name), której scenariusz powstał na podstawie książki autorstwa Andre Acimana.

„Północne Włochy, lato 1983 roku. Elio Perlman, błyskotliwy siedemnastolatek o amerykańsko-włoskim pochodzeniu, spędza wakacje w XVII-wiecznej willi, komponując i grając muzykę klasyczną, czytając i flirtując ze swą przyjaciółką – Marzią. Cieszy go każda chwila spędzona w willi, zwłaszcza że za kompana ma swego ojca, szanowanego profesora specjalizującego się w greko-romańskiej kulturze, oraz matkę Annellę, tłumaczkę, która uczy chłopaka rozkoszować się kulturą i przyrodą Włoch. Obycie i wykształcenie oraz talent Elia sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z dorosłym, w pełni ukształtowanym mężczyzną, a jednak wielu rzeczy musi się jeszcze nauczyć – zwłaszcza w obcej mu dotąd dziedzinie – miłości. Pewnego dnia do willi przybywa Oliver, młody amerykański stypendysta, pracujący z ojcem Elia nad swym doktoratem. W porażająco pięknych krajobrazach spalonej słońcem Italii Elio i Oliver odkrywają odurzającą siłę wzajemnego przyciągania. To lato zapamiętają na zawsze.” (Źródło: filmweb.pl)

Początkowo Elio nie jest zbyt pozytywnie nastawiony do gościa. Olivier irytuje go lekceważącym podejściem oraz tym, że ze wszystkimi żegna się niezbyt eleganckim „Later”. Jednak, gdy zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, Amerykanin budzić w chłopaku niezdrową fascynację. Film opowiada o dorastaniu, poszukiwaniu siebie, doświadczaniu miłości. 

Jestem pod wrażeniem jego ścieżki dźwiękowej. Byłam przekonana, że musi być on nominowany do Oscara w kategorii Muzyka i olbrzymie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wcale tak nie jest. Pocieszające jest to, że w kategorii Najlepsza piosenka nominowany jest utwór z filmu o tytule Mystery of love autorstwa Surfjana Stevensa, który zamieściłam poniżej. Oprócz niego naprawdę świetna piosenka Visions of Gideon tego samego muzyka, która nadaje szczególny charakter ostatniej scenie filmu. Akcja toczy się w latach 80., dlatego nie mogło zabraknąć brzmień z tamtego okresu. Mnie szczególnie do gustu przypadła piosenka Love my way. Pewnie miało na to wpływ, że filmowy Olivier prezentował do niej świetne kroki. 😉


W Elio wcielił się zaledwie 22-letniego  Timothée Chalamet. Myślę, że jest to naprawdę bardzo dobra rola. W jednej z recenzji usłyszałam, że jest to film z pięknymi ludźmi. I całkowicie się z tym zgadzam. Oprócz tego jest mnóstwo pięknych obrazków. Oglądając go, choć na chwilę możemy przenieść się do słonecznych pięknych Włoch.
 
Na pewno jest to kontrowersyjny film, ze względu na poruszany wątek homoseksualizmu. Muszę przyznać, że po seansie miałam mieszane uczucia, co do jego oceny. Jednak w końcu musiałam przyznać sama przed sobą, że bez względu na wszystko, jest to jeden z piękniejszych filmów o miłości, jakie miałam okazję ostatnio oglądać. 

Pozdrawiam, Ola.

sobota, 3 lutego 2018

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri



Cześć!

Dziś chciałabym polecić Wam świetny film- Trzy billboardy za Ebbing, Missouri. Produkcja ta zdobyła 4 złote globy (m.in. za najlepszy dramat i za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską) oraz jest faworytem do Oscara (7 nominacji). Wszystkie nagrody są w tym przypadku jak najbardziej zasłużone!

Film opowiada o samotnej matce, której córkę zamordowano. Pewnego dnia wynajmuje tytułowe 3 billboardy, by umieścić na nich prowokacyjny przekaz zaadresowany do szeryfa policji. I właśnie od tego wydarzenia zaczynamy podpatrywać życie mieszkańców miasteczka. Jedni stają po stronie kobiety, inni mają jej za złe, tak bezpośredni atak. Szczerze powiedziawszy często jest opisywać ten film. Nie ma w nim jakiejś porywającej akcji. Śledzimy kolejne kroki kobiety, która staje w walce o zadośćuczynienie krzywdy jaką spotkała jej córkę. Przyglądamy się losom mieszkańców, którzy stanowią ciekawą galerię osobistości. Wśród nich na uwagę zasługuje posterunkowy Dixon, który z jednej strony jest niesamowitym maminsynkiem, a z drugiej strony bardzo porywczy i niestroniący od przemocy. Mimo poważnego tematu, znajdziemy tu sceny lekko komediowe. Bryluje w nich znany m.in. z Gry o tron Peter Dinklage.

Wielkim atutem filmu jest genialne aktorstwo. Rolę główną gra tu niesamowita Frances McDormand (Tajne przez poufne, Fargo). Zdobyła już mnóstwo nagród za tą rolę i mam nadzieję, że do tej kolekcji dołoży jeszcze Oscara. Świetni są również aktorzy drugoplanowi. W rolę szeryfa wciela się Woody Harrelson (Iluzja, Igrzyska śmierci), a w rolę posterunkowego Dixona- Sam Rockwell (Dziki Bill z Zielonej mili). Co ciekawe, obydwaj nominowani są do Oscara w kategorii Najlepszy aktor drugoplanowy. Mi szczególnie spodobała się rola tego drugiego. Nie darzyłam jego bohatera szczególną sympatią. Jednak w trakcie filmu przechodzi on pewnego rodzaju przemianę. I jest to tak wiarygodnie zagrane, że pod koniec filmu można z nim nawet lekko sympatyzować. Dzięki temu myślę, że Sam Rockwell nie będzie mi się kojarzył tak negatywnie (ze względu na graną postać) jak po obejrzeniu Zielonej mili.
 
Jak już wspomniałam, niektórzy mogą zarzucić, że w filmie nic się nie dzieję. I trochę tak jest. Jednak uważam, że to jest jego atutem. W wolnej akcji, podglądamy wydarzenia, które zmieniają miasteczko, postrzeganie pewnych spraw, ale i samych ludzi. Wszystkie te wydarzenia to nic innego jak podążanie za sprawiedliwością, ukojeniem własnej duszy po stracie bliskiej osoby. Każdy robi to w inny sposób- jedni szukają ukojenia w ramionach młodszej partnerki a inni ruszają na otwartą walkę z posterunkiem policji. Niektóre filmy po prostu nie potrzebują szybkich pościgów i głośnych strzelanin, by być genialne.

Film od razu stał się jednym z moich ulubionych i mimo, że mamy dopiero początek lutego, to jestem pewna, że będzie to jedna z najlepszych produkcji tego roku. Jeżeli nie wiecie na co wybrać się do kina, a lubicie obejrzeć dobry dramat, to z czystym sercem polecam wam „3 billboardy”.

Ola.

(Źródło zdjęć: filmweb.pl, google.pl)