Ile razy patrząc na polskie tłumaczenia filmów przecieramy
oczy ze zdumienia. Z ciekawości postanowiłam zebrać te najbardziej kreatywne.
Przy okazji mogłam zastanowić się czym kierowali się tłumacze.
Na początek klasyk. Amerykański film „Die Hard” znany w
Polsce jako „Szklana pułapka”. Nie moglibyśmy tu nic zarzucić tłumaczom, a
wręcz przeciwnie nawet pochwalić. Tytuł nawiązuje przecież idealnie do fabuły.
Tylko nikt nie przewidział kolejnych 4 części tego megahitu z Brucem Willisem.
O ile oryginalny tytuł będzie pasował do każdej przygody bohatera, to polski
już niekoniecznie.
Podobnie rzecz ma się z „Hangover”. Film o nazwie „Kac”?
Hmm... Przyznajcie nie brzmiałoby to zbyt dobrze. Dlatego wymyślono „Kac
Vegas”. Świetne. Tylko amerykańscy twórcy znów jakby na złość postanowili
nakręcić kolejną część. No i mamy „Kac Vegas w Bangkoku”. Osobiście uważam, że
lepszym tytułem byłby „Kac Bangkok”. Nawiązujący do pierwszej części i
unikający słowa Vegas w filmie który, oprócz wspomnień bohaterów, nic z tym
miastem nie ma do czynienia. Jednak co z 3 częścią, która nie dzieje się w
żadnym konkretnym miastem. „Kac: Ostateczne starcie.”? „Kac: Ostatni rozdział”?
NIE! Dlatego mimo wszystko już lepsze te nasze Kac Vegas.
W niektórych przypadkach, tłumacze na siłę chcą być lepsi od
twórców filmu. Zmieniają tytuły na bardziej ogólnikowe. Strasznie mnie to
irytuje.
I tak mamy „Więźnia nienawiści” przekształconego z „American
History X”. Niektórzy twierdzą, że to polski tytuł jest bardziej trafiony.
Jednak nie taki był tytuł wypracowania napisanego przez brata głównego
bohatera. Wypracowania, którego treść
opowiada film.
Następny przykład, to jeden z moich ulubionych filmów. Oryginalny tytuł to „Butterfly on a
Wheel.” Nawiązuje on do kwestii jednego z bohaterów, czyli bezpośrednio
do fabuły. Dość nietuzinkowy tytuł. Tak jak film! Za to u nas figuruje pod
nazwą „Godziny strachu”. Można tak nazwać każdy średniej klasy niskobudżetowy
film sensacyjny.
Inne przykłady:
„Million
Dollar Baby”- film o dziewczynie, która za cel stawia sobie zarobić milion
dolarów dzięki staniu się zawodową bokserką – „Za wszelką cenę”.
„Elvis
has left the building” – komedia, gdzie wiele wątków nawiązuje do postaci
Elvisa Presleya – “Zabójcza blondynka”.
„Cold
Mountain” – miejsce akcji przepięknego melodramatu o wojnie secesyjnej
zamienione po prostu na ogólnikowe „Wzgórze nadziei.” Niby subtelna zmiana, ale
po co w ogóle było zmieniać?
„White
House Down” – o ataku terrorystycznym na Biały Dom – „Świat w płomieniach”.
Niby dobrze przetłumaczony został tytuł „Reguiem for a
dream”. „Requiem dla snu”. Jednak wszyscy wiedzą, że „dream” to angielski
homonim, i może oznaczać również „marzenie”. Czy w tym przypadku do kontekstu
filmu bardziej nie pasowałby tytuł „Requiem dla marzenia”?
Przeglądając bazę filmweb.pl, natknęłam się wczoraj na film
„Orbitowanie bez cukru”. Nawet nie wiem co to ma znaczyć i co to jest w ogóle
jest orbitowanie, ale nie w tym rzecz. Słysząc kiedyś ten tytuł wyobrażałam
sobie słodką komedyjkę, gdzie blond nastolatki jeżdżą na różowych rolkach, żując
jednocześnie gumę Orbit. Tymczasem jest to „Portret pokolenia lat 90-tych na
przykładzie grupy przyjaciół, którzy po ukończeniu studiów próbują odnaleźć się
w dorosłym świecie.” Taka skucha. Jak się okazuje nie tylko moja. Tytuł
oryginalny brzmi „Reality bites”. W wolnym tłumaczeniu „Rzeczywistość daje się
we znaki”. Może tytuł w takiej formie nie byłby zbyt dobry, ale fajnie by było
gdyby chociaż choć trochę do tego nawiązywał.
I tak największą perełką, która wywołuje śmiech kolejnych
pokoleń pozostaje „Dirty dancing” czyli rodzimy „Wirujący seks”. Wolę nie
wiedzieć co tłumacz miał na myśli. Na szczęście, po latach film funkcjonuje u
nas tylko pod oryginalnym tytułem.
Przykłady można mnożyć. Powyższe zebrałam w ramach
ciekawostki.
A jaki wy znacie?
Ola.
Też wolę nie wiedzieć co tłumacz miał na myśli :P
OdpowiedzUsuńObserwujemy ?
Zapraszam na mojego bloga : http://beyourself6969.blogspot.com/
Niedawno byłam w Paryżu i widziałam reklamy "Kac Vegas 3", tam podpisane jako "Very Bad Trip 3"
OdpowiedzUsuńNajśmieszniej jest gdy ogląda się zwiastuny, albo i sam film z napisami. Tu tytuł po angielsku a na dole tytuł po polsku nijak mający się do tego oryginalnego :D
No w sumie Very Bad Trip, pasuje jak ulał do wszystkich części. ;)
UsuńTak, "Dirty Dancing" jak dla mnie przebija wszystko ;) Ja wolę używać tych oryginalnych tytułów, bo jednak skoro tak właśnie nazwano film to widocznie ma to jakiś sens. A tego typu "wpadki" z tłumaczeniem pewnie zdarzają się w każdym kraju ;)
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania. Skoro twórcy nadali taki a nie inny tytuł, oznacza to, że taki wydawał im się najwłaściwszy. I nikt nie powinien nic kombinować.
UsuńHej :D Jeszcze jedno tłumaczenie, które chyba przebija wszystko:P Oryginalny tytuł: "Dear John".... przetłumaczony na? "Wciąż ją kocham" lub "Never Back Down" tłumaczone jako "Po prostu walcz".... szkoda słów. Osobiście polecam oba filmy, ale moim zdaniem nie powinno się ich tłumaczyć. Zainteresował mnie Twój blog, dodaję do obserwowanych :) Jeśli masz ochotę zrób to samo :D http://books-are-happiness.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFilmy z Channingiem Tatum zawsze jakoś dziwnie "tłumaczą". Jest jeszcze "The vow"- "I że Cię nie opuszczę". Z resztą w "Świat w ogniu" też gra... ;)
Usuń17 again - znów mam 17 lat
OdpowiedzUsuńJennifer's body - zabójcze ciało
Niektórych tytułów nie powinno się tłumaczyć ;P ostatnio rozśmieszył mnie wlaśnie "świat w płomieniach"
I przez to ten film jeszcze bardziej stał się podobny do konkurencyjnej produkcji o zbliżonej fabule o nazwie "Olimp w ogniu"...
UsuńI "Helikopter w ogniu"... Co w sumie też jest nieudanym tłumaczeniem do "Black Hawk Down"
UsuńPodejrzane ogniste skojarzenia tłumaczy... ;)
UsuńOstatnio właśnie dyskutowałam o tym z moim chłopakiem. Niektórych tłumaczeń stąd nie znałam i przyznam, że są rzeczywiście mega głupie. Cóż, pewnie jeszcze niejednokrotnie natkniemy się na tak niezgodne z oryginałem tłumaczenia...
OdpowiedzUsuńtak, to jest rzeczywiście bez sensu, nieraz rozmawiałam o tym z kuzynką i kuzynem, bo oni mieszkają za granicą, więc często porównujemy takie rzeczy. Na przykład bajka "Jak ukraść księżyc" w oryginale nazywa się "Despicable Me", czyli nikczemny ja... lub "Up!" można by przetłumaczyć jako "w górę", a nie "odlot", ale to jest akurat mniej rażące bo tak naprawdę bardzo podobne :)
OdpowiedzUsuńMnie to bardzo wkurza, jak tłumacze na siłę chcą być lepsi od twórców filmów.. Nie dawno nawet o podobnym temacie rozmawiałam z siostrą. :D
OdpowiedzUsuńJeśli znalazłabyś troszkę czasu, by skomentować mojego bloga to bardzo proszę, bo przecież sama wiesz jakie to jest ważne. Odwdzięczę się tym samym.
+ Kliknęłabyś na banner Sheinside na moim blogu? Jest pierwszy od góry po prawej stronie. Z góry dziękuję. c:
http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/
"Kings speech" - "Jak zostać królem", to jedyne co mi teraz przychodzi na myśl. :)
OdpowiedzUsuńa coś co mogę dodać od siebie, to to, że jestem typem ludzi, którzy starają się nie oceniać filmu po tytule, który jak widać często jest zwodniczy. zawsze szukam opisu fabuły i dopiero później oceniam, czy warto go obejrzeć, czy też nie.
Chyba raczej nikt nie ocenia filmu po tytule, tak jak książki po okładce ;)
UsuńJA raczej nie znam takich tytułów - nie patrze na to za bardzo, ale Twoje uwagi bardzo mnie zaciekawiły. To "Kac Vegas w Bangkoku" jest po prostu śmieszne, bo jak Vegas ma się do Bangkoku?
OdpowiedzUsuńA to "Orbitowanie..." skojarzyło mi się z jakąś denną amerykańską komedią, której fabuła toczy się w stacji kosmicznej. No, a taka niespodzianka....
Skom? http://kawiarenka-balladyny.blogspot.com/
Świetny post, cudowny blog!
OdpowiedzUsuńNa pewno będę tutaj zaglądać regularnie :)