Poradnik pozytywnego myślenia. Tytuł ten większości kojarzy się z filmem. Nie każdy jednak wie, że scenariusz do niego powstał na podstawie książki Matthew Quick'a.
Zacznijmy od początku:
Był chłodny styczniowy wieczór. Posiadająca stan podgorączkowy zamiast energii, wpadłam na pomysł obejrzenia jakiegoś ciekawego filmu. Na jednej ze stron internetowych odnalazłam nominowany do Oscara ("skoro nominowany to pewnie będzie fajny") "Poradnik pozytywnego myślenia". Jego premiera miała być w kinach dopiero za kilka tygodni, co bardzo mi się spodobało, gdyż zawsze lubię być "do przodu". Następnie przeczytałam:
"Pat Solatano (Cooper) nie jest zwykłym facetem i ma papiery, którymi
może to udowodnić. Po ośmiu miesiącach terapii wraca do rodzinnego domu,
by zacząć od nowa w ramach filozofii "pozytywnego myślenia". Jego
konsekwentna strategia zmienia się, gdy poznaje intrygującą dziewczynę z
sąsiedztwa, Tiffany (Lawrence). Wzajemna niechęć pary ekscentryków
przeradza się w niespodziewaną więź, a wszystkie dotychczasowe plany
mogą stać się jedynie nieważnymi wspomnieniami."
Zahipnotyzowana, spoglądającymi na mnie z fotografii plakatu, oczami Bradleya Coopera, postanowiłam rozpocząć projekcję. Z każdą kolejną minutą zastanawiałam się, czy chodzi aby na pewno o "te Oscary". Nie wiedziałam czy te postrzeganie to wina mojego słabego samopoczucia, czy w tym filmie naprawdę nic się nie działo. Ostatecznie wymiękłam po godzinie oglądania, stwierdzając, że jak dotąd nic się nie dzieje. Jednak obiecałam sobie, że następnego dnia dokończę, bo wierzyłam, że akademia nie mogła się mylić dając temu tytułowi aż 8 nominacji.
Kolejny dzień. Kolejna godzina filmu. Ku mej uciesze w końcu nakreśliła się jego akcja. Jednak daleko było jej do żywiołowej. Ostatecznie film oceniłam na 7/10, stwierdzając, że jest całkiem przyjemny (?). Stan zahipnotyzowania chyba dalej nie opuszczał. ;) No i muszę przyznać, że uwiodła mnie scena tańca. Najlepsza w całym filmie! Zobaczcie sami:
Kilka miesięcy później na półce z nowościami Empiku zobaczyłam książkę "Poradnik pozytywnego myślenia". Znowu te błękitne oczęta. Od razu wiedziałam, że muszę ją mieć. Po jakimś czasie mama zakupiła mi ją na promocji w Lidlu. No bo gdzie lepiej kupować książki? ;)
Zabrałam się do czytania. Lektura od razu mnie pochłonęła. Miałam wrażenia, że główny bohater opowiada mi o swoim życiu. Jest to zasługa lekkiego języka. Książka jest zabawna, ale skłania do refleksji. Na szczęście nie w "brutalny" sposób, jeśli mogę to określić. Do puenty dochodzi sam czytelnik. Według mnie świetnym urozmaiceniem jest rozdział "Mój montaż ujęć". Różni się od pozostałych. Pat wpada na pomysł, że przygotowania do turnieju tanecznego, opisze jedynie fragmentarycznie. Ma to przypominać
część filmu. Z resztą niech sam wam to wytłumaczy:
"[...] zaczynając pisać tę część, przypominam sobie, że kiedy w każdym ze swoich filmów Rocky musi stać się lepszym bokserem, pokazywane są ujęcia, jak robi pompki na jednej ręce, biega po plaży, zadaje ciosy półtuszom w rzeźni, biega po schodach muzeów sztuki [...] - wszystko przy dźwiękach jego przewodniej piosenki, która być może jest nawet najlepszą piosenką na świecie "Gonna Fly Now". W filmach o Rockym wystarczy kilka minut, by oddać tygodnie, a mimo to publiczność doskonale rozumie, że wypracowanie umiejętności bokserskich kosztowało Rocky'ego wiele wysiłku, chociaż tak naprawdę zobaczyliśmy tyko kilka urywków morderczo trenującego włoskiego ogiera."
Czytając tę część czułam się jakbym naprawdę oglądała film. Oczywiście cały czas nuciłam sobie muzyczny motyw Rocky'ego. ;)
Fragmenty, gdy Pat z rodziną kibicuje ukochanej drużynie, czyli Orłom przeniosły mnie na stadion. Sama chciałam zacząć krzyczeć O-R-Ł-Y! I to jest w tej książce najlepsze. Wszystko jest tak realistycznie opisane. Przez te kilka dni Pat stał się moim przyjacielem ;)
Podsumowując.
Gdybym najpierw przeczytała książkę, a dopiero potem obejrzała film, ekranizację oceniłabym jako "beznadzieję". Teraz wydaje mi się on bardzo płytki z typowo Hollywoodzkim zakończeniem. Tymczasem w książce wygląda to
trochę inaczej i do tego Pat wyciąga takie piękne wnioski ze swojego
życia i życia innych. Na zakończenie, aż się wzruszyłam.
Dlatego jeżeli, ktoś zamierzał obejrzeć film, to błagam niech najpierw przeczyta książkę!
Na koniec anegdotka:
*siedzę zaczytana na działce*
Ciocia: "Co czytasz?"
Ja: "Poradnik pozytywnego myślenia"
Ciocia: "Wierzysz w takie bzdury?"
Ja: "Przecież to fabuła. Na podstawie tej ksiązki nakręczili film."
...
W razie pytań odsyłam tutaj: http://ask.fm/RozmarzonaOna
Ujawniłam się także na instagramie ;) http://instagram.com/iskaria#
Kłaniam się w pas.
Ola.
Ps : Dzisiejszy post sponsorował Bradley Cooper. ;)
(Źródło zdjęć: google.pl)